lechg lechg
1509
BLOG

O pszczółce Maji od Aniołów – czyli jak z Coryllusa zrobić ikonę popkultury

lechg lechg Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 

 

Wczoraj dziecko wróciło mi z przedszkola z papierową nalepką na piersi. Nalepka jak nalepka, nie przyglądałem się. Nasze sympatyczne panie wychowawczynie jak zwykle w coś fajnego się z dziećmi bawiły? Na pierwszy rzut oka wyglądało toto na pszczółkę Maję. Znamy wszyscy tę sympatyczną postać z kreskówek. Kojarzy się jednoznacznie pozytywnie. Ze trzy pokolenia już bezpiecznie się wychowały na jej przygodach. Z tym, że ta pszczółka z nalepki to nawet nie była pszczółka. Znaczy się wszystko miała jak Maja: odwłok w żółto brązowe paski i miała skrzydełka i czułki, włosy miała charakterystyczne - rude jak Maja. Ale zamiast przez wszystkich rozpoznawalnej twarzyczki, wstawiono jej coś na kształt wyświetlacza 16/9 w kolorze czarnym. Z czerni jego czeluści wyłaniały się wielkie zimne i hipnotyzujące oczy w kolorze grobowego błękitu. Jak z okładki jednego z horrorów mistrza Kinga.

Żona mi zwróciła uwagę na tę dziwną ozdobę. Ostatnio kotwiczona jest w świadomości dzieci moda na różnego rodzaju nalepki przyklejane na ubrania. Ale żeby trzylatkom takie rzeczy robić? I to bez wiedzy i zgody rodziców? Do czterolatków pewnie przyjdą nalepki na ciało? Pięciolatkom wepchnie się tatuaże zmywalne. A co dla sześciolatków wcielonych przymusowo do szkoły? Niezmywalne? Rodzice zbytnio do owych ozdóbek nie przywiązują wagi... A tu nie ma już imprezy szkolnej, przedszkolnej czy ludowej żeby coś takiego się człowiekowi nie przykleiło do d... znaczy się do pośladka, pleców, ramienia czy policzka.

Wzburzyłem się i w pierwszym odruchu powziąłem postanowienie że jutro sobie z paniami wychowawczyniami porozmawiam szczerze jak nigdy, a jak trzeba to i wygarnę im co nieco. No bo jakże to tak?!

A potem sobie przypomniałem, że dupa i sobota! I że od dwóch lat mam proces ze słynącym z wielkiej troski o „dobro dziecka” skierniewickim funkcjonariuszem MOPR-u, który tylko czeka żeby do niego zgłosiła się z donosem jakaś pedagożka niezadowolona ze współpracy ze mną.

Ech... A człowiek dziecko im powierza pod opiekę w zaufaniu - myślałem. No to powinny chyba to rozumieć i szanować, docenić... zresztą niechby już doceniły własny interes - „dobrze i szeroko pojęty” - jak mawiały stare komuchy sprzed stanu wojennego.

W czasach kiedy Świat jeszcze tak bardzo nie ruszył na przód.

  • Przecież jak będą tracić zaufanie rodziców w takim tempie to im za dwa, trzy miechy nikt dziecka nie przyprowadzi – rzekłem.

  • Dlatego w przyszłym roku albo za dwa, dobrze nie pamiętam, wchodzi obowiązek przedszkolny już od trzylatków i jak im nie przyprowadzisz dziecka to zrobi to policja – westchnęła ciężko żona.

  • Nie możliwe! Przecież nasz prezydent obiecał, że cofnie ten przymus z powrotem do siedmiolatków – zdziwiłem się.

  • Przymus szkolny cofnie – tłumaczyła cierpliwie żona - skoro rodzicom tak bardzo na nim zależy, ale o przymusie przedszkolnym nigdzie przecież nie było wspominane.

Nikt o tym nigdzie nie wspominał, bo wszyscy tylko o sześciolatkach... A więc po co cała ta zadyma?

No ale wracając do plakietki, z którą wróciło mi dziecko z przedszkola. Postać pszczółki Maji z twarzą wziętą od telewizora skojarzyła mi się luźno, z logo pewnego zespołu muzycznego o którym bardzo odważnie napisał wczoraj Krzysztof Osiejuk na swym blogu w tekście pt: „Czemu diabeł chodzi do kościoła?” Na czarnym tle widnieje w nim purpurowy krucyfiks z postacią Coryllusa umęczoną i spętaną zygzakiem kresek układających się w sześcioramienną gwiazdę, rysowaną jak odwrócony pentagram. Czy to jest satanistyczny symbol? Czy może tylko chuchanie na zimne, częste u alergików?

Dlaczego diabeł chodzi do kościoła to akurat wiem. Nie wiem natomiast dlaczego pan Bóg mu na to pozwala? No i nie wiem dlaczego ostatnimi czasy diabeł wziął się za psucie wizerunków ikonom? I wcale nie chodzi tu o prawosławne malarstwo liturgiczne, ale o ikony dziecięcej popkultury. Takie jak na przykład pszczółka Maja.

Zobacz galerię zdjęć:

lechg
O mnie lechg

Jan Paweł II obiecał, że Bóg nigdy nie obarczy nas ciężarami których nie będziemy w stanie unieść. Przyjmuję je i niosę zdziwiony, że jeszcze daję radę. Miesiąc temu, tydzień temu gdybym wiedział ile mi ich jeszcze przybędzie, nie uwierzyłbym że dam radę. Co będę myślał za tydzień? Ja bym raczej rozwinął myśl (obietnicę) JP2 twierdzeniem, że Bóg nigdy nie robi nam dowcipów, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Bóg ma wielkie poczucie humoru. Codziennie tego doświadczam. Niedawno na przykład postawił na mej drodze młodzieńca z biblią pod pachą, który zapytał czy jestem szczęśliwy? Szczęście? Dawno o nim nie myślałem. Tak Z pewnością jestem. Mimo wszystkie ciężary.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości